Latest posts

Rytuały słowiańskiej codzienności – co naprawdę robiły nasze prababki i jak możesz to odtworzyć dziś

Zanim kobiecość stała się projektem do zarządzania, była rytmem. Kobiety nie potrzebowały aplikacji do monitorowania cyklu – miały rytuały wpisane w codzienność.

Na polskiej wsi, jeszcze w latach 30. XX wieku – zanim na dobre przyszła urbanizacja i kultura przemysłowa – kobiety wciąż żyły zgodnie z rytmem natury i dawnymi obyczajami. Choć chrystianizacja oficjalnie zmieniła kalendarz i rytuały, duch słowiańskiej kobiecej mądrości trwał w kuchni, przy piecu, w polu, w zaciszu chaty – przekazywany córkom.
Nawet święta, które dziś znamy jako chrześcijańskie, miały swoje starsze odpowiedniki – jak choćby noc letniego przesilenia, która została przemianowana na noc świętojańską, choć jej korzenie sięgają pogańskich obrzędów Nocy Kupały – pełnych ognia, wody, miłości i kobiecej siły.

W tym artykule pokażę Ci, jak wyglądał dzień kobiet zakorzenionych w ziemi i naturze – i jak  
Ty współczesna, nowoczesna i miejska kobieta możesz wrócić do tego rytmu dziś. Bez udziwnień. Z czułością. Z prostotą.


6 prostych rytuałów, które obudzą słowiańską boginię w Tobie.


1. Poranne obmycie wodą żywą – rytuał oczyszczenia i otwarcia na dzień

Fakt historyczny:
Na wielu wsiach kobiety wstawały jeszcze przed wschodem słońca – dzień zaczynał się wcześnie, z naturą. Przemywały twarz wodą ze studni, potoku albo rosą z ziół i trawy. Był to codzienny rytuał oczyszczenia, nie tylko fizycznego – ale duchowego. Wierzono, że „woda żywa”, czyli poruszająca się, zebrana o świcie, oczyszcza ze złych snów, „zmywa zmory” i przynosi powodzenie. Często przy obmywaniu wypowiadano słowa modlitwy – czasem chrześcijańskiej, a czasem dawnej, ludowej.

Co ciekawe spotkałam się z taką tradycją na polskich Kurpiach, gdzie w niektórych rodzinach w niedzielę Wielkanocną przed mszą Rezurekcyjną, kobiety szły obmyć się do pobliskiego potoku. Pamiętam, jak byłam zafascynowana tym rytuałem, jako mała dziewczynka. Wielkanoc to symbol odrodzenia i nadziei.

Do dziś przetrwało powiedzenie: „Przemyj twarz rosą, a będziesz miała cerę jak mleko.”

Jak możesz dziś:
Nie musisz mieszkać na wsi, żeby czuć łączność z tym rytuałem.
➡️ Rano, zamiast sięgać po telefon, wstań i przemyj twarz zimną wodą. Jeśli chcesz – dodaj kilka listków mięty albo łyżkę naparu z pokrzywy.
Przy tym powiedz sobie:
„Zaczynam od nowa. Dziś spotka mnie wszelka pomyślność.”
To proste, a bardzo mocne.


2. Zioła – kobieca apteczka i codzienny rytuał

Fakt historyczny:
Na polskiej wsi zioła były podstawą leczenia i profilaktyki – zarówno dla ciała, jak i ducha. Zioła zbierało się w określonym czasie (np. dziewannę przed przesileniem), w ciszy, z szacunkiem. Znały je kobiety – matki, babki, wiejskie „zielarki”, które potrafiły dobrać zioło na każdy ból.

Na wsiach nie było dostępu do lekarzy. Lipa koiła nerwy. Pokrzywa „wzmacniała krew”. Rumianek był dobry „na dzieci i brzuch”. Zioła towarzyszyły kobietom w ciąży, w połogu, przy śmierci. Często były wkładane pod poduszkę, wieszane nad drzwiami. Miały znaczenie lecznicze i ochronne. W moim letnim domu, patrzę właśnie na bylicę zawieszoną na progu, która jest tam by chronić mój dom przed piorunami pierwszych wiosennych burz.

Jak możesz dziś czerpać z mocy ziół:
➡️ Wybierz jedno zioło na tydzień.
– Pokrzywa na siłę.
– Lipa na spokój.
– Mięta na trawienie.
Zaparz je codziennie rano lub wieczorem i wypij bez pośpiechu. Nie jako „kolejną zdrowotną rzecz do odhaczenia” – tylko jako świadomy gest troski o siebie. Tak, jak robiły to kobiety przed nami.


3. Praca rąk – rytuał codzienności, nie obowiązek

Fakt historyczny:
Na wsi praca nie była oddzielona od duchowości. Nie mówiło się o „uważności”, a jednak kobiety były obecne w tym, co robiły. Chleb nie był tylko pożywieniem – był świętością. Przed włożeniem do pieca żegnano go, czasem szeptano modlitwę, czasem zaklęcie.

Wyszywając obrus czy fartuch, kobiety powtarzały wzory, które znały od swoich matek – często nieświadomie przenosząc dalej słowiańskie znaki ochronne: rozety, spirale, krzyże solarne.
Darcie pierza, lepienie pierogów, szycie wyprawki dla dziecka – wszystko miało swój rytm, swoją muzykę, swoje opowieści. Praca była spotkaniem – ze sobą i z innymi kobietami.
Była medytacją splecioną z sensem.

Jak możesz dziś znaleźć ukojenie w codziennych obowiązkach:
➡️ Zatrzymaj się na jednej prostej czynności, którą możesz wykonać rękami – i nadaj jej znaczenie.
To może być:
– pieczenie chleba w sobotę,
– zakiszenie ogórków z dzieckiem,
– wyszycie symbolu na lnianej serwetce,

- pieczenie ciasta z rodziną,
– zaparzenie słoika ziołowej mieszanki na zimę.

Nie chodzi o to, by być „idealną słowianką z Instagrama”.
Chodzi o to, by chociaż przez chwilę poczuć sens tego, co robisz.
Nie odhaczaj, nie rób „na szybko”.
Usiądź. Złap oddech. Zauważ fakturę materiału, zapach ciasta, ciężar dłoni.

Praca może być rytuałem.

Kojarzysz hygge? To nasze polsko-słowiańskie hygge ?


4. Wspólnota kobiet – naturalny krąg

Fakt historyczny:
Na wsi kobiety niemal nigdy nie były same. Pracowały razem – przy darciu pierza, zbiorach ziemniaków, kiszeniu kapusty, szyciu wyprawki dla dziecka, przygotowaniach do świąt. Te spotkania nie były „zorganizowane” – one po prostu były częścią życia.
Młodsze dziewczyny uczyły się przez patrzenie i słuchanie. Starsze kobiety dzieliły się doświadczeniem. Była przestrzeń na śmiech, śpiew, narzekanie, czasem łzy.
Nie było to zawsze idealne siostrzeństwo – czasem dochodziło do spięć, sporów, urażonych słów. Ale mimo to, kobiety były ze sobą. Nie rywalizowały o to, kto zrobi więcej – dzieliły się ciężarem i czułością.

W tej wspólnocie żyła mądrość, której nie znajdziesz w książkach. Wiedza o rodzeniu, śmierci, macierzyństwie, ziołach, gotowaniu, emocjach. Kobiecość była uczona w kuchni, nie w salach wykładowych.

Wspólnota była siecią, która podtrzymywała życie.

 

Jak możesz dziś odtworzyć swoją wioskę:
➡️ Dziś jesteśmy często od siebie oddzielone. Każda w swoim mieszkaniu. Z telefonem, kalendarzem i listą rzeczy do zrobienia. Ale kobieta nie jest stworzona do samotnego dźwigania wszystkiego.

Nie musisz organizować formalnego kręgu ani zakładać fundacji.
Ale możesz:
– zadzwonić do przyjaciółki bez celu,
– zaprosić sąsiadkę na wspólne lepienie pierogów,
– umówić się z inną mamą na kiszenie ogórków,
– pisać z kimś głosówki zamiast udawać, że dajesz radę.

Nie rób wszystkiego sama.
To nie świadczy o sile – tylko o tym, że zapomniałaś, że możesz być wspierana.

Nasze prababki nie miały czasu na „spotkania rozwojowe”, a jednak rozwijały się dzięki byciu razem.
Być może największą terapią, jakiej dziś potrzebujemy, jest herbata z drugą kobietą, bez udawania.


5. Kąpiel – sobotni rytuał oczyszczenia

Fakt historyczny:
Na wsiach kąpano się najczęściej raz w tygodniu – w sobotę, przed niedzielą. Było to nie tylko przygotowanie ciała do święta, ale też pewnego rodzaju oczyszczenie energetyczne i psychiczne – choć nikt tak tego nie nazywał.
Kąpiel odbywała się zwykle w drewnianej balii, ustawionej w izbie lub w komórce. Woda była podgrzewana w kotle, a do środka dodawano zioła, jeśli były dostępne – najczęściej rumianek, mięta, szałwia, dziewanna.

Często matka kąpała dzieci, potem sama wchodziła do balii. Jeśli kobieta była sama, sąsiadka przychodziła pomóc z noszeniem wody lub doglądała najmłodszych.
To był dzień porządków – ciała, domu i myśli.
Na koniec ubierano świeże, często specjalne „niedzielne” ubranie – nawet jeśli było tylko jedno takie na cały rok. To była forma zadbania o siebie. Zamykało się tydzień.

To nie był luksus. To był rytuał. I nikt go nie kwestionował.


Jak możesz dziś stworzyć rytuał oczyszczenia:
➡️ Kąpiel nie musi być długa ani spektakularna. Wystarczy, że raz w tygodniu – może właśnie w sobotę – zrobisz przestrzeń na chwilę oczyszczenia.
Nie tylko z brudu, ale z myśli, emocji, przebodźcowania.

To może być:
– pełna kąpiel z dodatkiem ziół (rumianek, szałwia, lawenda),
– kąpiel stóp z solą i mięta,
– ciepły prysznic w ciszy – bez podcastu, bez muzyki, bez planowania jutrzejszego dnia.

Zamiast myśleć „muszę się ogarnąć na jutro” – pomyśl:
„Zmywam z siebie tydzień. Robię miejsce na nowe.”

I niech to będzie Twój rytuał, tak jak był dla naszych babek.
Bez wstydu, bez pośpiechu, bez konieczności bycia kimś więcej.
Po prostu Ty. W wodzie. W sobocie. W spokoju.

 


6. Czesanie włosów – wyciszenie na koniec dnia

Fakt historyczny:
W słowiańskiej tradycji włosy były czymś więcej niż ozdobą – były symbolem kobiecej siły, zdrowia, duchowości i statusu. Ich długość, sposób noszenia i rytuały związane z czesaniem niosły konkretne znaczenia. Dziewczęta nosiły warkocze – jeden, jako znak dziewictwa. Po ślubie włosy rozplatano i zakładano na głowę chustę – jako symbol przejścia w rolę żony.

Wieczorem kobiety czesały włosy powoli – często przy piecu, w ciszy, przy ogniu. Matki czesały córki, siostry nawzajem dbały o swoje fryzury. Był to czas intymnej bliskości i domknięcia dnia.
Włosy się szanowało. Nie wyrzucano ich byle gdzie – zbierano je do woreczków, zakopywano lub palono z odpowiednimi słowami, by nie stały się przedmiotem uroku. Wplatano je w wstążki, koronki, czasem w lalki lub amulety.

To był gest czułości, ochrony i wyciszenia.


Jak możesz dziś zwolnić wieczorem:
➡️ Dziś, w świecie ekspresowego mycia na szybko i spinania włosów gumką „żeby nie przeszkadzały”, możesz na nowo uczynić z czesania rytuał zakończenia dnia.
Nie musi być spektakularnie. Nie musisz mieć idealnych produktów.

Wystarczy, że wieczorem:
– rozczeszesz włosy powoli, od końcówek ku górze,
– użyjesz kilku kropel olejku (np. lnianego, konopnego, z pestek malin),
– spojrzysz na siebie w lustrze nie po to, by się oceniać, tylko by się zobaczyć.

Powiedz sobie:
„Dobrze zrobiłam. Dziś wystarczy. Jutro znowu wrócę do siebie.”

To nie jest zabieg kosmetyczny.
To gest pamięci o tym, kim jesteś – kobietą z rodu kobiet, które wieczorem czesały włosy, by zamknąć dzień i przyjąć noc.

Słowianka pamięta. Wystarczy, że się zatrzyma

Nie musisz wracać do przeszłości, żeby poczuć, że jesteś jej częścią.
My, Słowianki, nosimy w sobie pamięć naszych przodkiń – nawet jeśli nikt nam tego nie powiedział wprost. Nawet jeśli dorastałyśmy w kulturze, która przez wieki próbowała odciąć nas od korzeni.

Chrystianizacja nie odebrała nam kobiecej mocy.
Ona tylko przykryła ją nowymi nazwami, nowymi świętami, nowym językiem. Ale boginie zostały.
Dziewanna, Mokosz, Marzanna – nie zniknęły.
Zmieniły stroje, przeszły do szeptów, opowieści, pieśni, snów, intuicji.

Każda z nas czuje je w sobie, choćby nie znała ich imion.
Czuje je, gdy obmywa twarz o świcie.
Gdy w ciszy zaparza zioła.
Gdy czesze córce włosy.
Gdy mówi: „Zaczynam od nowa. Dziś spotka mnie wszelka pomyślność.”

Nie musisz być ekspertką od mitologii.
Wystarczy, że się zatrzymasz. Wysłuchasz. Wrócisz do siebie.
Bogini w Tobie już tam jest. Czeka.

 

Z miłością, 

Joanna

 

 

Leave a comment